Złoto Wrocławia

Złoto Wrocławia, ukryty skarb, Festung Breslau, Abwehra, SS,Jest mroźny styczeń 1945 roku. Podczas, gdy mieszkańcy Festung Breslau czynią przygotowania do obrony przed atakiem Armii Czerwonej, kilku oficerów Abwehry i SS wywozi z piwnic Prezydium Policji skrzynie zawierające 7 ton złota, będącego depozytem Banku Breslau, i ukrywa je w sobie tylko znanym miejscu. Wszystko wskazuje na to, że tę cenną tajemnicę zabrali ze sobą do grobu. Jeszcze nie wygasły zgliszcza, a już do Wrocławia przybywają polscy osadnicy – nowi mieszkańcy miasta. Wraz z nimi instaluje się nowa, komunistyczna władza. Z biegiem czasu wiedza o ukrytym gdzieś złocie powoli wycieka, a fascynacja skarbem wciąga w tragiczny taniec poszukiwań coraz to szersze grono zainteresowanych. Wciąż o nim pamięta były esesman Kurt Ritter, na trop cennych skrzyń wpada
major Tadeusz Niezgoda, oficer służb specjalnych,
a młody aktor, Oskar Sarna, jest z ukrytym złotem ściśle powiązany, choć sam o tym nie wie. Kiedy ich drogi w końcu się skrzyżują, każdemu
z nich za swoje błędy przyjdzie zapłacić bardzo wysoką cenę.

Powieść sensacyjno-przygodowa biorąca za punkt wyjścia jedną z wielu zagadek
drugiej wojny światowej, a mianowicie gdzie się podziało złoto z banku Breslau.
W formie beletrystycznej czytelnik może poznać nie tylko okoliczności jego ukrycia
w hipotetycznych skrytkach rozsianych gdzieś po Dolnym Śląsku, ale także próby
odnalezienia złota podejmowane przez kolejne rządy PRL-u i nie tylko. Fikcyjni bohaterowie, muszą zmierzyć się z realiami życia w czasach stalinowskich
i późniejszych, do stanu wojennego włącznie.


Fragment recenzji:

Powieść która u jednych wywoła emocje wspomnień, łzy i nostalgię, a u innych zaciekawienie i nutkę zaskoczenia. Historia opowiedziana ustami pisarza, mieszkańca spacerującego ulicami i „dyskutującego” z duchem czasu. Czytając otwierałam oczy ze zdumienia, gdyż Pani Jola w obrazowy sposób opowiedziała wiele wątków z życia, a raczej umierania Wrocławia pod koniec wojny i po jej zakończeniu. Miasto zamieszkałe przez Niemców, ich wysiedlenia, i bestialski wręcz sposób odbicia go przez Rosjan, wywołują we mnie niezwykłą mieszankę uczuć, a to dlatego, że autorka o wszystkich ludziach pisała z jednego punktu obserwacyjnego…wszyscy byli „ludźmi” z lękami, z poczuciem obowiązku i własnym poczuciem sprawiedliwości. Nie dzieliła ich na złych i dobrych, tylko na Niemców, Polaków, Rosjan. Pozostawiła wolną przestrzeń dla czytelnika, aby sam mógł tworzyć hierarchię dobra i klasyfikował według własnej oceny słuszność podejmowanych w ówczesnych czasach decyzji.

Cała recenzja:
www.granice.pl